2016

Pierwszy pogrzeb Christel Pakusch – relacja na portalu Facebook

Inskrypcja nagrobna Christel Pakusch

Link do ralacji: https://www.facebook.com/events/896332800468282/

Oddaliśmy cześć i pożegnaliśmy naszą siostrę Christel Pakusch. Po chrześcijańsku. Po polsku, po mazursku, jak kto umiał. Bo każdy z nas inaczej przeżył to, co nas nad grobem tej mazurskiej dziewczyny połączyło w wietrzny, jesienny dzień 15 października. Ile umieliśmy, ile mogliśmy – tyle sobie powiedzieliśmy po uroczystości. W remizie. Byli wśród nas i ci, którzy pamiętają podły, wojenny czas i ci, którzy przybyli do pięknego Oberlandu, na Zachodnie Mazury i Warmię później. W złomkach wspomnień rysuje się nieco inny obraz tragedii Christel. Według najbardziej prawdopodobnej wersji, żołdacy dopadli ją ukrytą w stosie sieczki przygotowanej dla zwierząt. Tam się ukryła. Tam otrzymała pierwszy cios bagnetem.
Jej matka była starszą kobietą. Podobnie ojciec, który być może w czasie wejścia Rosjan był poza domem, wcielony do Volksturmu miał z dubeltówką powstrzymywać ofensywę Stalina.
Jej dwie siostry, Anna i Berta (jedna z nich mogła mieć dwoje dzieci) uciekły na Zachód. Odszukały swego ojca, Adolfa, który mieszkał od 1922 r. w Schiltach (Szwartzwald), gdzie w wieku 103 lat zmarł. Tam obie mieszkały po wojnie.


Christel pozostała na gospodarstwie swego ojca, które miała dziedziczyć. Jej dziadek podzielił swój 140-hektarowy majątek. Część sprzedał, a Adolf otrzymał w dziale 77-hektarowe gospodarstwo na granicy Maniek i Tomaszyna.
Według jednej z relacji, kiedy sowieccy żołnierze dopadli Christel, przywiązali jej matkę do drzwi chlewa, by widziała, jak znęcają się i pozbawiają godności jej dziecko. Tak twierdził 9-letni wówczas chłopak, Bazyli. Jako dziecko ukraińskiej rodziny sprowadzonej przez Niemców do pomocy w jednym z okolicznych gospodarstw, znał trochę teren, mógł tłumaczyć. Sowieci wzięli go na przewodnika. Opowiadał, że Christel męczono przez cały mroźny dzień. Kiedy wielokrotnie zgwałcona zemdlała, żołnierz dobił ją na oczach jej matki.
Sowieci zabrali z gospodarstwa wszystko, co mogli. Czy grób Christel wykopała sama matka – nie wiemy. Kiedy i kto po ustąpieniu mrozów zrobił betonowe obramowanie grobu – nie wiemy. Nie wiemy, dlaczego w relacji mieszkańca wsi tragedia Christel miała miejsce 8 lutego 1945 r., a nie, jak wyryto na grobie – 10 lutego tegoż roku.
Wiemy tylko, że podobny los spotkał więcej dziewczyn z jej okolicy. Jeszcze tego samego wieczora odwiedziliśmy z nowo-poznanymi sąsiadami z Maniek, Samagowa, Tomaszyna – dwa jeszcze groby. Jeden w lesie za wsią, bezimienny, z trzecim już na nim złamanym krzyżem. Ktoś o niego dba, ktoś wie, kogo tam za wsią pochowano, bo krzyż na grobie był zmieniany, a czasem pojawiały się kwiaty. Jak nazywała się dziewczyna tam zamordowana i zakopana? Może jeszcze kiedyś poznamy jej nazwisko i oddamy jej cześć.
Drugi grób jest na terenie gospodarstwa, które dotąd zamieszkuje polska, już kolejna po wojnie rodzina. Dziewczyna, która tam spoczywa to Hermenegilda Starosta. Kiedy weszli Sowieci, miała 17 lat. Ukrywała się w piwnicy swego domu. Tam ją odnaleźli, wielokrotnie gwałcili i zabili. Rodzina pochowała ją tak, jak Rosjanie kazali – nie na cmentarzu, ale na jej gospodarstwie. Ma tam swój grób do dzisiaj.
Ile jeszcze takich tragedii poznamy? Każda z nich budzi grozę. Ale też poszukiwanie informacji o tym, jak wojna wyzwala podłość jednych ludzi – otwiera tych, którzy na podłość się nie godzą. Słyszymy od Dariusza Paczkowskiego opowieść o dziewczynie przez wiele dni gwałconej w Iławie. Kiedy błagała o śmierć, poszli do dowódcy po pociski (zabrane im wcześniej, by nie mordowali zbyt wielu ludzi). Dowódca odmówił, zabili ją kolbami karabinów. Jej grób, do tej pory nieoznaczony, jest gdzieś w zaroślach nieopodal peronu stacji kolejowej Iława Miasto. Odkryjemy go. Działając w ramach Fundacji Turnitzmuhle Heritage Foundation i całkiem prywatnie dokumentujemy te historie i miejsca z nimi związane. Jak inną z terenu Iławy, gdzie dziewczynę o nazwisku Jabłońska sowieci dopadli w okolicach mostu na rzecze Iławce, po czym zawlekli do ogrodu jednej z posesji. Tam zgwałcili i zamordowali bagnetem (oficerowie zakazali im już zabijać zbyt wielu Niemców, dlatego nie wolno im było strzelać, włóczyli się po mieście z bronią, ale bez amunicji).
Inna relacja: Dietmar Serafin z Pisza opowiadał też o tym, jak oficer NKWD zastrzelił na miejscu sołdata, który gwałcił wielokrotnie 15-letnią dziewczynkę. I takie sytuacje miały miejsce. Część oficerów nie akceptowała gwałtów na ludności cywilnej.
Odzywają się do nas ludzie, którzy mają też zwyczajne wspomnienia dobrego życia przed i po wojnie.


Sentyment kryje rany. Tylko ciepły ton mamy w rozmowie telefonicznej z np. Edith Schwesig. Niegdyś mieszkanka Tomaszyna, dzisiaj spędzająca swe późne lata w Hilden koło Duseldorfu. Dziękuje nam za to, co robimy. Ale my nie umiemy przyjąć podziękowań. Wszystkim cywilnym ofiarom wojny należy się nasza cywilna, obywatelska pamięć, cześć lub honor. Inaczej nie można.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *