2016

Pierwszy pogrzeb Christel Pakusz

Inskrypcja nagrobna Christel Pakusch

Christel Pakusch miała 22 lata, kiedy na Mazury wkroczyły armie Stalina. Mieszkała z rodzicami w ich dużym gospodarstwie, na kolonii wsi Manchengut, Maniek. Tam, dwa tygodnie po zajęciu okolicy, sowieccy żołdacy pozbawili ją czci, godności i zabili.
Matka złożyła ciało córki do zmarzniętej ich ziemi. Sowieci zabraniali grzebania mordowanych Mazurów i Warmiaków na ich cmentarzach. Niewprawną ręką ktoś wyrył nagrobny napis.
Po latach las otulił ziemie Pakuszów.  Świerki i jeżyny okryły grób Christel ciemnym całunem. Ludzie rozkradli gospodarstwo. W pamięci ludzi pozostało ono jednak jako Pakuszówka. Myśliwi i grzybiarze omijali dół po domu Christel. Kobiety nie były w stanie znieść grozy tego miejsca. Wieś nie zapomniała jednak o tragedii. Od czasu do czasu przychodził ktoś, przynosił kwiaty, zapalał znicz na grobie mazurskiej dziewczyny.

Oddaliśmy jej godność chrześcijańskim obrządkiem, oddaliśmy cześć  pogrzebem, którego jej wojna nie dała. Polacy rodem z Kongresówki i z Wielkopolski, Mazurzy, Warmiacy, Pomorzacy, Ukraińcy, Niemcy i obywatele innych narodowości i różnych wyznań i światopoglądów – pożegnaliśmy naszą córkę i siostrę, Christel Pakusch. Po chrześcijańsku. Modląc się nad jej grobem wraz z wielebnym pastorem Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, księdzem Wojciechem Płoszkiem.

Jako ludzie, którym przyszło znać tragedię Christel Pakusz – odkrywamy z cierni jej pamięć. I choć każdy z nas inaczej przeżył i po swojemu rozumie to, co nas nad grobem tej mazurskiej dziewczyny połączyło w wietrzny, jesienny dzień 15 października 2016 r., Ile umieliśmy, ile mogliśmy – tyle sobie powiedzieliśmy. Byli wśród nas i ci, którzy pamiętają podły, wojenny czas i ci, którzy przybyli do pięknego Oberlandu, na Zachodnie Mazury i Warmię później. W złomkach wspomnień rysuje się nieco inny obraz tragedii Christel.

Według najbardziej prawdopodobnej wersji, żołdacy dopadli ją ukrytą w stosie sieczki przygotowanej dla zwierząt. Tam się ukryła. Tam otrzymała pierwszy cios bagnetem.
Jej matka była starszą kobietą. Podobnie ojciec, który według niektórych relacji w czasie, kiedy Rosjanie mordowali jego córkę – był poza domem. Wcielony do Volksturmu miał z dubeltówką powstrzymywać czołgi Stalina.
Jej siostra, której imienia ani nazwiska po mężu nie znamy – z dwojgiem dzieci uciekła na Zachód wcześnie, jeszcze przed ofensywą i okupacją sowiecką. Czy żyją jeszcze gdzieś Pakusze rodem z Maniek i Tomaszyna? Nie wiemy.
Christel musiała pomagać matce na gospodarstwie. Jej ojciec był tu gospodarzem od być może 13 lat, kiedy jej dziadek podzielił swój 140-hektarowy majątek. Część sprzedał na wyposażenie innych dzieci, a synowi Adolfowi, ojcu Christel przekazał 77-hektarowe gospodarstwo na granicy Maniek i Tomaszyna.

Według jednej z relacji, kiedy sowieccy żołnierze dopadli Christel, przywiązali jej matkę do drzwi chlewa. Patrzenie na to, jak znęcają się i pozbawiają godności jej dziecko, miało być karą za ukrywanie córki przed żołdakami.

Tak relacjonował po wojnie 9-letni wówczas chłopak, którego wzięli za przewodnika – Bazyli. Jako dziecko ukraińskiej rodziny sprowadzonej przez Niemców do pomocy w jednym z okolicznych gospodarstw, znał trochę teren, mógł tłumaczyć. Opowiadał, że Christel męczono przez cały mroźny dzień. Kiedy wielokrotnie zgwałcona zemdlała, żołnierz dobił ją i zamordował na oczach matki.

To jej przyszło pochować córkę. Kiedy i kto po ustąpieniu mrozów zrobił betonowe obramowanie grobu – nie wiemy. Nie wiemy, dlaczego w relacji mieszkańca wsi tragedia Christel miała miejsce 8 lutego 1945 r., a nie, jak wyryto na grobie – 10 lutego tegoż roku. Może tego dopiero dnia sowieci pozwolili pogrzebać jej ciało?

Nie przeczuwaliśmy, co się nam przydarzy, kiedy dwaj z nas, Marek Ruszczak i Krzysztof Walenczak, warszawiacy przyjeżdżający do swoich wiejskich domów – spotkali się pewnego dnia przy sklepie w Mańkach. Oni pierwsi postanowili, że nie zostawią miejsca zbrodni samemu sobie, by rzucało nadal jakieś fatum na nowych mieszkańców Maniek i okolicy. Morderstwa, samobójstwa – tego było tam więcej niż gdzie indziej.

Marek i Krzysztof rzucili pomysł, który przebudził ludzi. W jednej chwili cała okolica uznała ideę uczczenia losu mazurskiej dziewczyny za słuszną, za swoją. Przez powojenne lata przyzwyczajeni, by uważać takie historie za słuszną karę, którą Niemcy powinni ponieść za swoje zbrodnie, nowi mieszkańcy Mazur teraz już wiedzą, że zbrodnia nigdy nie jest sprawiedliwa.

I już wiemy, co dla Christel, tysięcy zamęczonych jak ona kobiet i dla siebie zrobiliśmy. Kiedy miesiąc później, na zaproszenie kolegium Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego opowiadaliśmy historię to, co zdarzyło się w ludziach z Tomaszyna, Maniek, Śródki, Rapat, Guzowego Pieca, Samagowa, Witułt, kiedy zaplanowali i zorganizowali pierwszy pogrzeb Christel Pakusz, musieliśmy tłumaczyć, że dla nas ta mazurska dziewczyna stała się jedną z nas. Nie moglibyśmy żyć spokojnie, gdybyśmy jako wspólnota nie pochowali symbolicznie naszej zamordowanej przez sowietów siostry. Nie bylibyśmy wspólnotą, gdybyśmy nie grzebali z czcią naszych zmarłych. Musieliśmy dopełnić rytuału przejścia w zaświaty duszy Christel, byśmy nie byli tylko przechodniami na jej ziemi. Nie otrząsnęlibyśmy się z naszych win wobec jej pamięci. Nie mielibyśmy przyszłości.

Wywiad red. Grzegorza Chlasty z Katarzyną Walenczak i Grzegorzem Cydejką w mazowieckim Radio RDC

Wystarczyło rzucić hasło, a ludzie już czyści od resentymentu odwetu szybko zgłosili się z poparciem i pomocą. Do tzw. warszawiaków, choć i z Białegostoku, i z Iławy, i z Pozniania dołączyli potomkowie osadników na mazurskich wsiach – Władysław Nieścior, Henryk Żebrowski, Ryszard Orłowski, Stanisław Makarewicz, Jan Maziec oraz jedyny wśród nas, pamiętający czas wojny Mazur – Alfred Golan. Włącza się ksiądz Wojciech Płoszek, proboszcz ostródzkiej parafii ewangelicko-augsburskiej. Proboszcz parafii katolickiej w Biesalu, ks. Bogumił Wykowski, wykształcony historyk – popiera nas i nam doradza.

Fundacja Turnitzmuhle – udostępniła środki na niezbędne wydatki. Zabraliśmy się do roboty. Trzeba wyciąć chaszcze, usunąć z obmurowania grobu mchy, postawić wokół płotek, zamówić tablicę nagrobną. Działamy. Ryszard Orłowski zajął się wykarczowaniem terenu wokół grobu Christel. Stanisław Makarewicz pospawał krzyż. Domówiliśmy z księdzem Płoszkiem tekst nagrobnej tablicy. Mirosław Betliński pięknie ją zaprojektował.

Groza grobu Christel Pakusch jest zbyt dojmująca, by chodziły tam z nami kobiety. Tymczasem my przy robocie oczywiście gadamy. Co to był „litkup”? Dlaczego kończył każdą transakcję? Typowe pytanie do Alfreda Golana.

Enkawudziści wzięli go do pomocy przy powożeniu końmi. Jego ojciec, kowal, miał podobnie jak Pakusze – duże gospodarstwo w pobliskich Witułtach. Najpierw Sowieci je doszczętnie obrabowali, a potem przyszli po gospodarza. Powiedzieli, że będzie pomagał przy odśnieżaniu drogi. Ojciec Alfreda zorientował się jednak, że nie o to chodzi i pożegnał się z rodziną na zawsze. Nie spotkali się już więcej. Pan Golan zmarł jak tysiące niewolników w kopalniach Charkowa. Syn Alfred nie wie, gdzie jest grób ojca.

Chciałoby się więcej wiedzieć o rodzinie Adolfa Pakusza, postawić tablicę o historii jego gospodarstwa tam, gdzie teraz jest tylko dół po piwnicy domu i polana z myśliwską amboną. Może dowiemy się czegoś od ludzi, którzy będą z nami nad grobem Christel? Może, gdy się zbierzemy na wspominki w manieckiej remizie, ktoś przypomni, jaką była dziewczyną? Przyjdzie może skądś sygnał, jakaś informacja?

Na razie cieszymy się, że mamy już porządek na grobie. Pora na pogrzeb.

Reportaż Anety Olender z pierwszego pogrzebu Christel Pakusz

Kiedy po pogrzebie spotykamy się w manieckiej remizie, zaczynamy opowiadać swoje historie. Kto jest skąd, jak tu przybył, co myśli o wspólnocie, historii, o swojej roli wśród innych ludzi?

Katarzyna Walenczak, jej mama Łucja z Guzowego Pieca i panie z Iławy – Dorota Bucior, Beata Cwalińska i Izabela Bujnowska przygotowały poczęstunek. Od słowa do słowa ludzie zaczynają wspominać, że podobny los spotkał więcej dziewczyn z jej okolicy. Jeszcze tego samego wieczora odwiedziliśmy dwa jeszcze groby.

Jeden jest w lesie tuż za wsią. Bezimienny, ale wiemy, że kryje zwłoki dziewczyny. Ktoś wie, czyje. Ten ktoś o niego dba, krzyż na grobie stawia, kiedy poprzedni się rozpadnie, przynosi kwiaty, zapala znicz. Jak nazywała się dziewczyna tam zamordowana i zakopana? Może kiedyś poznamy jej nazwisko i oddamy także jej cześć.
Drugi grób jest na terenie gospodarstwa, które dotąd zamieszkuje polska, już kolejna po wojnie rodzina. Znamy imię dziewczyny, która tam spoczywa. To Hermenegilda Starosta. Kiedy weszli Sowieci, miała 17 lat. Ukrywała się w piwnicy swego domu. Tam ją odnaleźli, wielokrotnie gwałcili i zabili. Rodzina pochowała ją tak, jak Rosjanie kazali – przy domu. Ma tam swój nagrobek do dzisiaj.

Ile jeszcze takich tragedii poznamy? Każda z nich budzi grozę. Ale też poszukiwanie informacji o tym, jak wojna wyzwala podłość jednych ludzi – otwiera tych, którzy na podłość się nie godzą. Słyszymy od Dariusza Paczkowskiego opowieść o dziewczynie przez wiele dni gwałconej w Iławie. Kiedy błagała o śmierć, poszli do dowódcy po pociski (zabrane im wcześniej, by nie mordowali zbyt wielu ludzi). Dowódca odmówił, zabili ją kolbami karabinów. Jej grób do tej pory nie uczczony, wiemy, że znajduje się nieopodal torów, przy stacji kolejowej Iława Miasto. Odkryjemy go.

Dzięki pasjonatom, jak Dariusz Paczkowski, przewodnik z Iławy, wiemy, gdzie pochowana jest dziewczyna o nazwisku Jankowski. Studiowała w Berlinie. Przyjechała na święta do matki i tu zastała ją ofensywa Armii Czerwonej. Kałmucy dopadli ją, zgwałcili i zamordowaną kazali zakopać nad rzeką. Podobny los spotkał pięć dziewczyn z Hamburga, które schroniły się w Iławie przed nalotami dywanowymi aliantów. Zamęczone i rozstrzelane, zostały zakopane gdzieś może przy ul. Dubois, może gdzieś na wyspie Wielka Żuława? Dowiemy się.

Przywrócimy pamięć Białorusinkom, które pracowały przymusowo w iławskim tartaku, a które przez żołnierzy z ich własnego kraju wygnane zostały na lód jeziora, granatami skruszyli taflę by nie domagały się już więcej opieki niby swojej armii.

A także Niemkom i Mazurkom zamordowanym w Łęgutach. Ich ciała sowieci dopiero na wiosnę pozwolili ściągnąć z pól i przydrożnych rowów. Spoczęły w dole razem ze szczątkami padłych zwierząt. Leżą tam bez żadnej pamiątki do dziś. Upamiętnimy i ich los tak, jak los Christel Pakusz. Wierzymy, że wszystkim cywilnym ofiarom wojny należy się nasza też cywilna, obywatelska pamięć, cześć i honor. Inaczej nie można.

 

Posłuchaj audycji red. Grzegorza Chlasty z prezes Katarzyną Walenczak i Grzegorzem Cydejką w Radio RDC

Zobacz stronę wydarzenia na Facebooku

Zobacz relację z uroczystości red. Anety Olender w TVP3

Relacja red. Daniela Wojciechowskiego z Radio Olsztyn

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *